Krem kokosowy à la Rafaello

M. wspominała niedawno o kupnym kremie kokosowym, który ponoć smakuje wypisz wymaluj jak Rafaello. Uwielbiam (niestety) słodycze i nie byłabym sobą jakbym nie spróbowała czegoś takiego. Internety uraczyły mnie ofertami gotowych kremów w słoikach, które poza mało zachęcającymi cenami, miały równie mało zachęcające składy (wiórków kokosowych ledwie 30%, olej palmowy, olej kokosowy, mleko w proszku, cukier (nie wiadomo do końca ile, ale skoro na trzecim miejscu w składzie, to pewnie sporo) i jakieś stabilizatory). Na szczęście poza gotowymi produktami trafiłam też na całą listę przepisów na domowy krem.
Przekopałam się przez kilkanaście wersji i postanowiłam przetestować najprostszą, jaką znalazłam.

Składniki:
200g wiórków kokosowych
1-2 łyźki ksylitolu

Odmierzyłam odpowiednią ilość wiórków (jak się potem okazało, nie trzeba się bawić w apteczną precyzję tutaj), wsypałam do sporej miski i zaczęłam je blendować ręcznym blenderem (następnym razem sprawdzę jak się sprawdzi kielichowy blender*). Żeby wiórki nie fruwały po kuchni, po prostu dociskałam głowicę blendera do dna miski. Po jakimś czasie coś się zaczęło w misce dziać - wiórki zaczęły się lepić:


Blendowałam dalej, w końcu wiórki zaczęły puszczać olej i wyraźnie "zmokły":


Na tym etapie dołożyłam łyżeczkę ksylitolu (lepiej by się miksowało jakbym go wcześniej starła na puder, ale leń dziś we mnie mocny).

Kiedy wiórki już wyraźnie zmieniły konsystencję na lekko lejącą, dokonałam pierwszej degustacji i oceniłam, że jest za mało słodkie. Dosypywałam po trochu ksylitolu, blendowałam i testowałam aż uzyskałam idealny smak (wsypałam w sumie 1,5 łyżki ksylitolu).


Najtrudniejsze i pewnie najbardziej czasochłonne (ja się poddałam po kilkunastu minutach blendowania z przerwami, kiedy blender zaczynał się przegrzewać) będzie uzyskanie całkiem kremowej konsystencji, bez wyczuwalnej faktury wiórków. Mi nie całkiem gładka faktura nie przeszkadza we wpierdzielaniu kremu bezpośrednio z miski :D


W temperaturze pokojowej masa powinna zgęstnieć, w lodówce ponoć się robi twarda jak kamień, jeszcze nie testowałam i nie wiem czy zdążę ;) **

I ważna uwaga na koniec - ta mała miseczka kremu widoczna na powyższym zdjęciu ma circa 1250 kcal. Wiórki kokosowe są bardzo kaloryczne, a przy blendowaniu bardzo tracą na objętości, stąd taki piorunujący wynik.

*EDIT: Przetestowałam blender kielichowy. A właściwie blender kielichowy jako dodatek do malaksera. W malakserze najpierw pociachałam wiórki aż zaczęły "moknąć", potem przełożyłam do blendera i tam mieliłam (z przerwami na przestygnięcie blendera). Miałam więcej do mycia ale w sumie mniej się narobiłam, bo rozdrabniało i blendowało się samo :) Efekt końcowy znacznie lepszy niż przy blenderze ręcznym - gładsza konsystencja.

** Zdążyłam sprawdzić jak się ma ten krem po pobycie w lodówce, faktycznie twardnieje tak, że można go jedynie skrobać lub odkrawać cieniutkie "plasterki" nożem.






Sucha

Komentarze