Maltańskie batony proteinowe

Dzisiaj efekty zaskakująco smacznego eksperymentu kulinarnego, do którego skłoniła mnie konieczność zorganizowania wysokobiałkowej i smacznej przekąski, której niestraszna będzie kilkugodzinna podróż, brak lodówki i wysokie temperatury. Nagabywana przez mojego kieszonkowego Żyda, który nie pozwala mi stwierdzić, że "yolo, kupię sobie gotowce ze Smart Fooda", zdecydowałam się pogrzebać trochę po internetach w poszukiwaniu jakiegoś sensownego przepisu na proteinowe batony. Niestety większość obiecujących przepisów wymagała składników, których nie posiadam i często nawet nie wiem gdzie można je kupić, postanowiłam więc popuścić wodze fantazji w oparciu o swoje kuchenne zapasy.


Składniki (na 4 konkretne porcje/batony o wadze ok. 90g):
50g odżywki białkowej WPC (smak w zasadzie dowolny, ja akurat miałam o smaku białej czekolady (ktokolwiek to komponował nigdy nawet nie wąchał białej czekolady...)) 
20g chia
20g kakao
20g wiórków kokosowych
40g płatków owsianych
30g płatków jaglanych
łyżka masła orzechowego (u mnie z orzeszków ziemnych)
40g suszonych śliwek
30g suszonych jabłek (takich grubo krojonych plastrów, dość miękkich)
wrzątek

Wykonanie:
Suche składniki mieszam w misce a śliwki i jabłka zalewam w dużym kubku lub misce odrobiną wrzątku, żeby trochę rozmokły i zmiękły. Kiedy woda lekko przestygnie rozdrabniam owoce blenderem - uwaga przy używaniu żyrafy, bo może strasznie chlapać. Gotową owocową papkę (nie musi być gładka) dodaję razem z masłem orzechowym do suchych składników i dokładnie mieszam. Będzie potrzebna dolewka wody - dodawać dosłownie po łyżce, aż do uzyskania bardzo gęstej, lepiącej się masy. Jak się przestrzeli z wodą zawsze można się ratować dosypaniem wiórków kokosowych.
Piekarnik nagrzewam do 180 stopni (góra-dół). Wykładam masę na papier do pieczenia i ją rozkładam. Nie jest to zadanie łatwe, bo masa się lepi do wszystkiego i trzeba trochę pokombinować żeby uzyskać w miarę płaski prostokątny placek.

* Dużo lepsza opcja wykonania to wersja ciasteczkowa -  porcjować łyżką masę i nakładać takie "kulki" na papier do pieczenia, następnie je rozpłaszczyć i wyrównać brzegi. Zdecydowanie mniej brudzenia się i babrania.


Przełożyć papier z masą na kratkę i wsadzić do piekarnika na około 15 minut, po tym czasie wyciągnąć, pokroić na 4 części (lub ile tam kto chce) i wsadzić z powrotem do piekarnika na kolejny kwadrans.
*Wersji ciasteczkowej oczywiście nie trzeba kroić :)

Gotowe ciastka są zwarte, dość zbite i kruche na brzegach. Dobrze się trzymają zapakowane w papier śniadaniowy albo lepiej w woreczku strunowym, żeby nie wyschły na kamień.
Poniżej tabelka z makrami dla jednego dużego ciastka:


Można oczywiście urozmaicić i lekko osłodzić te batony dodając rodzynki lub pokrojone suszone morele, mango czy pokruszoną gorzką czekoladę. 
Świetne są też z dodatkiem skórki pomarańczowej, Kotanyi bodaj sprzedaje taką drobniutko pokrojoną suszoną skórkę, bez cukru czy innych dodatków, bardzo aromatyczną.





Komentarze

Prześlij komentarz